czwartek, 3 listopada 2022

Turbosłowiańskie szaleństwo

Już od kilku lat możemy obserwować w Polsce usilne, a niekiedy wręcz nachalne upowszechnianie wizji najdawniejszej historii naszego kraju, która bardzo się różni od tego, co możemy przeczytać w książkach historycznych. Książki, artykuły i filmy sprzedają na wizję wielkiego starożytnego imperium słowiańskich Lechitów rozciągającego się od Renu i Dunaju daleko na wschód. Mówi się i pisze o Słowiano-Ariach i ich wyjątkowych genach. Z internetowych portali i książek wylewa się strumień treści, który ma dotyczyć ukrytej celowo przez wrogie siły nieznanej historii przedchrześcijańskiej Polski. Ale to tylko pozory. W rzeczywistości Czytelnik zalewany jest całą masą pseudoinformacji i zwyczajnych kłamstw, których nie jest w stanie zweryfikować, choćby ze względu na brak czasu i nawał codziennych zajęć.

Karkołomne tezy dotyczące historii Słowian i najdawniejszej przeszłości naszego kontynentu mają wiele odmian. Stały się one popularne po opublikowaniu w 2015 roku przez gdyńskiego emeryta Janusza Bieszka książki „Słowiańscy królowie Lechii. Polska starożytna”. Autor roztoczył przed czytelnikami wizję wielkiego, potężnego Imperium Lechitów, istniejącego od II tysiąclecia przed Chr. na rozległym obszarze od Renu do Wołgi. Rządziła nim aż do średniowiecza nieprzerwanie jedna, lechicka dynastia. Lechici są w tej koncepcji tożsami ze Słowianami i Polakami. Bieszk pisze o Ariach-Słowianach władających Lechią przez tysiące lat. Ci Ario-Słowianie mieli podbić znaczną część Europy. Gromili w wielkich bitwach wojska Dariusza I, Aleksandra Wielkiego i Cezara. To tak naprawdę Lechici, a nie germańscy Cheruskowie pokonali w 9 r. po Chr. rzymskie legiony w Lesie Teutoburskim. Dopiero w X wieku po Chr., kiedy książę Mieszko I przyjął chrześcijaństwo, potęga Lechii upadła a dawna pogańska kultura została zniszczona. Mikroskopijne w porównaniu z Imperium Lechickim państwo Polan stało się zależną od Rzymu i Kościoła marionetką. Ale J. Bieszk nie jest jedynym propagatorem tego typu tez. Lansuje się tezę o wielkim ludzie Ariów-Słowian, którzy mieli podbić wielkie połacie Eurazji przed trzema tysiącami lat. Według tej wersji, Ariowie wywodzili się z terenów Polski i byli nosicielami haplogrupy genetycznej R1a1, która miałaby być niezawodnym wskaźnikiem aryjsko-polskiej tożsamości. Jeden z autorów pisze: „(…) Niektórzy entuzjaści doszli nawet do wniosku, iż cywilizację indyjską i cywilizację w ogóle stworzyli Polacy. Oczywiście w czasach gdy nad Gangesem osiedlali się Ariowie (1200-1500 lat prz. Chr.) Polaków w sensie dosłownym jeszcze nie było. Należałoby raczej przyjąć, iż część pra-Ariów (czy też pra-Słowian) pozostała na obszarze Polski i zbiegiem czasu uformowali oni naród Polski, podczas gdy inna ich cześć wyruszyła w daleką podróż na południowy-wschód, by na obszarze Indii i Persji stworzyć dwie wielkie cywilizacje. (…)”. Kolejni autorzy dodają do tej wizji coraz to nowe opowieści, snując gawędy o podbojach i bohaterskich czynach Ariów-Słowian. W Internecie niemal codziennie przybywa map, obrazków i memów ilustrujących te chwalebne dzieje. Zwolennicy teorii turbo słowiańskich utrzymują, że wspaniała cywilizacja starożytnych Słowian-Ariów-Lechitów-Polaków została zniszczona na skutek przyjęcia Chrztu i terroru Kościoła Katolickiego, który gruntownie zniszczył wszelkie pisemne i materialne ślady Lechii. Dziwnym trafem entuzjaści słowiańskiej potęgi powołują się jednak na prace takich duchownych, jak bł. Wincenty Kadłubek OCist., biskup krakowski.

Większość czytelników i w ogóle odbiorców treści czyta rewelacje turbolechickich autorów i doprawdy nie wie, co o tym wszystkim sądzić. Czyżby Mieszko I miał nie być pierwszym historycznym władcą Polski? Czy wojska naszych przodków przemieszczały się po całym niemal świecie tworząc potężne imperium? Czy Kościół chrześcijański rzeczywiście zniszczył potęgę dawnej Polski-Lechii?

Otóż sprawa nie przedstawia się tak, jak usiłują to pokazywać i udowadniać J. Bieszk, P. Szydłowski i ich zwolennicy. Wielka Lechia i Ario-Słowianie sprzed tysięcy lat są jedynie wytworami ich wyobraźni. Ich mają się nijak do danych dostarczanych przez źródła historyczne, archeologiczne i badania genetyczne. Przejdźmy zatem do najważniejszych przykładów, pokazujących na jak lotnych piaskach są zbudowane opowieści turbolechickich autorów. J. Bieszk i jego kontynuatorzy opierają swoją „rekonstrukcję” historii rzekomej Lechii na kronikach sfabrykowanych przez słynnego XVIII-wiecznego kłamcę, fałszerza dokumentów i testamentów, Przybysława Dyjamentowskiego. Ten przebiegły blagier sfabrykował kilka fikcyjnych, rzekomo średniowiecznych kronik opowiadających o przedchrześcijańskiej historii naszego kraju: „Kronikę Kagnimira”, „Kronikę Prokosza”. W 1825 roku „Kronika Prokosza” zyskała rozgłos po raz pierwszy. Generał Franciszek Morawski podarował rękopis Dyjamentowskiego Julianowi Ursynowi Niemcewiczowi, przekonując go, że zakupił go w żydowskim sklepie w Lublinie. Niemcewicz dał się nabrać na ten żart i stał się gorliwym propagatorem i obrońcą fałszerstwa. Jednak już w XIX wieku udowodniono, że rzekome staropolskie kroniki są fałszerstwami wytworzonymi przez Dyjamentowskiego około 1764 roku. Dokonali tego Joachim Lelewel i Michał Wiszniewski. Jak widać, kiedy rzeczywista Polska, Rzeczpospolita Obojga Narodów upadała, znajdowali się ludzie, którzy posuwali się do fabrykowania jej rzekomych starożytnych dziejów. J. Bieszk jego naśladowcy kontynuują tę niechlubną tradycję. Rekonstruują na podstawie „Kroniki Prokosza” i „Kroniki Kagnimira” fikcyjne dzieje Wielkiej Lechii. To z tych właśnie fałszerstw wywodzi się krążąca po Internecie lista królów lechickich, na której możemy znaleźć imiona takie jak: Sarmata, Kodan, Krok, Lech, Polach itp. Jest to oczywiście lista całkowicie fikcyjna. Takich władców nie było w ogóle i nie potwierdzają ich istnienia żadne prawdziwe starożytne i średniowieczne źródła. Umieszczanie najstarszych władców rzekomej Lechii na XVIII wieku przed Chr. to już autorski wymysł J. Bieszka. Z tego okresu nie ma żadnych źródeł pisanych, które mówiłyby o obecnych ziemiach Polskich. Informacje o tych czasach czerpiemy z danych archeologicznych. Nie potwierdzają one istnienia jakiegoś wielkiego, środkowoeuropejskiego imperium w tym czasie.

Kolejną częścią argumentacji turbosłowian jest opacznie pojmowana genetyka historyczna. W ostatnich kilkunastu latach badania genetyczne dotyczące pochodzenia współczesnych i dawnych populacji znacznie wzbogaciły wiedzę o najdawniejszej przeszłości. Ale konstruktorzy Wielkiej Lechii postanowili wykorzystać dane genetyczne dla swoich celów, w ogóle nie rozumiejąc ich rzeczywistej wymowy. Twierdzą oni, że Ariowie którzy przed ponad trzema i pół tysiącami lat podbili Indie wywodzili się z terenów dzisiejszej Polski. Utrzymują, że ludność posiadająca w swoich genomach haplogrupę R1a1 mówiła językiem bardzo przypominającym współczesne i starożytne języki słowiańskie. Całkowicie identyfikują zatem haplogrupę R1a1 z etnosem i kulturą słowiańską.

Nie można jednak haplogrupy R1a1 identyfikować z jednym określonym etnosem ani językiem. Obecność danej haplogrupy jest jedynie świadectwem wspólnego pochodzenia danej populacji w linii męskiej. To wspólne biologiczne pochodzenie populacji nie jest tożsame z etnosem, językiem, czy kulturą. Obecność haplogrupy R1a1 wykryto także u Kirgizów i Ujgurów, którzy nie mówią językami indoeuropejskimi. Pierwsi ludzie posiadający tę grupę pojawili się nie na terenach Polski, ale na stepie pontyjskim, bądź w południowej Azji. Grupa R1a1 występuje licznie wśród mieszkańców Środkowej Europy, Iranu, Azji Środkowej, północnych Indii. Jej obszar wyjściowy to albo południowa Azja, albo step nadczarnomorski, Kaukaz i Armenia. Pojawiła się już 25-22 tysiące lat temu, to znaczy jeszcze w plejstocenie. Do środkowej Europy haplogupa R1a1 dotarła najprawdopodobniej z migrującą ze stepu pontyjskiego w kierunku zachodnim ludnością kultury grobów jamowych. Nie ma żadnych podstaw, by identyfikować ją ze Słowianami, lub z jakimkolwiek określonym etnosem, czy językiem. Haplogrupa R1b występuje w zachodniej Europie, Rosji, zachodniej Azji, północnej Afryce, a nawet u ludów algijskich w Ameryce Północnej. Jej kolebka leży gdzieś na stepach Rosji, albo w zachodniej Azji, gdzieś około 14 tys. lat temu, jeszcze w górnym paleolicie.. Haplogrupa R1a, rozprzestrzeniona dziś od środkowej Europy po Indie nie może być dowodem na ciągłość zasiedlenia ziem polskich przez Słowian, ani na ich

Ludów indoeuropejskich nie można w całości utożsamiać z Ariami i Słowianami, jak robią to zwolennicy Wielkiej Lechii. Prasłowianie byli tylko cząstką wielkiej rodziny ludów, które mówiły językami indoeuropejskimi. Indoeuropejczycy wywodzą się z kultury grobów kurhanowych i kultury grobów jamowych istniejącej w IV tys. przed Chr. na stepie nadczarnomorskim i nadkaspijskim. Jeszcze około 4000 lat przed Chr. istniał język protoindoeuropejski, a potem nastąpiła ekspansja ludności związanej z tymi kulturami na północ, południe, wschód i zachód. Wspólnota indoeuropejska zaczęła się dzielić (jako pierwszy odpadł język protoanatolijski). Języki indoeuropejskie rozprzestrzeniały się na skutek migracji ludności stepowej i jej kontaktów z miejscowymi ludami. W Europie środkowej pojawienie się społeczności kultury ceramiki sznurowej, związanej genetycznie z ludnością stepową jest oznaką indoeuropeizacji. Język protobałtosłowiański wydzielił się z praindoeuropejskiego ok. 2800 lat przed Chr., a protoindoirański ok. 2200 lat przed Chr., przy czym Protoindoariowie poszli daleko na południowy wschód. Trudno ich uważać za „twórców wielkiej cywilizacji”, skoro prawdopodobnie wzięli udział w zniszczeniu cywilizacji Doliny Indusu (pojawiła się wtedy w Indiach kultura szarej ceramiki malowanej i kultura cmentarzyska H, kultura grobów ghandarskich związane z kulturą andronowską i baktryjsko-margiańskim kompleksem archeologicznym), a po ich wkroczeniu na subkontynent rozpadły się poprzednie struktury i obniżył się poziom życia. Indoeuropejczycy nie wywodzą się z terenów obecnej Polski, ale ze stepu pontyjskiego. Haplogrupa R1a1 jest rozprzestrzeniona na wielkim obszarze od środkowej Europy i Skandynawii po Syberię i południową Azję. Jeśli jej rozprzestrzenienie jest związane z jakimiś migracjami, to z tymi w głębokim paleolicie, ok. 28 tys. lat temu. I jest związana raczej z zachodnią i południową Azją. Język praindoeuropejski zaczął się różnicować jeszcze przed ekspansją, a w jej trakcie rozpadł się na znane grupy (protoceltoitalską, protoanatolijską, protogermańską itd.). Twierdzenie, że indoaryjską cywilizację Indii, albo stepową kulturę Sintaszta-Pietrowka stworzyli Polacy albo Prasłowianie nie jest oparte na żadnych wiarygodnych dowodach. Nie wiemy nic o tożsamości etnicznej i językach ludów zasiedlających środkową Europę w epoce brązu (2400-750 przed Chr.) i we wczesnej epoce żelaza (750-200 przed Chr.). Jeszcze kilkadziesiąt lat temu mówiono, że Biskupin, osiedle obronne z czasów kultury łużyckiej to prasłowiański gród. Dziś już wiemy, że to naukowa legenda. Nikt tak naprawdę nie wie, jakim językiem mówili i jak się nazywali mieszkańcy tej osady. Kultura łużycka upadła za sprawą najazdów koczowniczych Scytów i zmian klimatycznych. Ostanie odkrycia na terenie grodziska w Radymnie pozwoliły stwierdzić, że grupy scytyjskie przez jakiś czas przebywały w Polsce na stałe około VI w. przed Chr. Po kulturze łużyckiej i pomorskiej na obszarze naszego kraju pojawili się związani z kulturą lateńską Celtowie, którzy stworzyli enklawy na Górnym i Dolnym Śląsku, w Małopolsce, na Podkarpaciu i na Kujawach. Przez ziemie polskie przeciągły hordy Germanów migrujących na południe (np. Bastarnów i Skirów, którzy około 230 r. przed Chr. przeszli przez nie na południe, osiedlając się potem na terytorium Mołdawii). W III w. przed Chr. na ziemiach Polskich pojawiła się kultura przeworska, identyfikowana z germańskimi Wandalami i Silingami. Przetrwała ona aż do V w. po Chr., do czasów wielkiej wędrówki ludów. W młodszym okresie przedrzymskim na obszarze obecnej Polski zamieszkiwali oprócz Germanów (głównie Wandalów, Silingów, Gotów, Gepidów itd.) także Celtowie, Bałtowie (Estiowie), Karpowie i Dakowie (na Podkarpaciu), a w V w. po Chr. także Hunowie.

Kolejnym poważnym błędem turbolechitów jest ignorowanie wiedzy o pradziejach Europy od neolitu po epokę brązu. Nie przyjmują oni do wiadomości, że prehistoryczną Europę zamieszkiwała cała mozaika ludów, a migracje wiele razy zmieniały etniczne oblicze kontynentu. Nazw wielu ludów ich przynależności etnicznej oraz językowej po prostu nie znamy, gdyż nie zachowały się żadne źródła zawierające te informacje. Szczególnie zażarcie entuzjaści Lechii i Ario-Słowian negują obecność w Europie Germanów i migracje, na skutek których u schyłku starożytności ziemie polskie niemal całkowicie się wyludniły. Rzymianie dość dokładnie wiedzieli, co znajduje się na północ od granic ich Imperium. Znali tutejsze szlaki handlowe, mieszkające tu ludy i wiele miejscowości znajdujących się na ziemiach, które określali mianem Barbaricum, czyli ziem zamieszkanych przez barbarzyńców. Na ziemie polskie docierali rzymscy kupcy, dyplomaci, szpiedzy, a nawet oddziały wojskowe. To na podstawie relacji i wiadomości pisarze i historycy rzymscy opisywali sytuację w Barbaricum, tak jak zrobił to Tacyt w „Germanii”. W I w. po Chr., za panowania Nerona na wybrzeże Bałtyku przybyła wyprawa handlowa ekwity rzymskiego, który chciał pozyskać bursztyn dla uświetnienia igrzysk gladiatorskich cesarza Nerona. Wiadomości o niej zachowały się dzięki przekazowi Pliniusza Starszego w dziele Historia Naturalis (XXXVII, 46): „(…) Niedawno się przekonano, że wybrzeże Germanii, z którego jest przywożony bursztyn, znajduje się w odległości 600 mil od Karnuntum w Pannonii. Żyje jeszcze ekwita rzymski wysłany dla zdobycia bursztynu przez Julianusa zarządzającego igrzyskami gladiatorskimi cesarza Nerona. Odwiedził on miejsca handlowe i wybrzeża, przywożąc takie ilości bursztynu, że nawet siatka służąca do powstrzymywania zwierząt i osłaniania podium miała w każdym węzełku bursztyn. Broń zaś, mary i cały sprzęt, używany przez jeden dzień, był z bursztynu dla urozmaicenia wystawy w poszczególnych dniach. Najcięższa bryła bursztynu ważyła 13 funtów. (…)”. Wyprawa została zorganizowana przez Julianusa zajmującego się organizacją igrzysk gladiatorskich dla cesarza Nerona. Ekwita wyruszył z Carnuntum nad Dunajem i skierował się przez terytorium zależnego od Rzymu plemienia Kwadów na północ. Kwadowie zapewne ułatwili podróż cesarskiemu wysłannikowi. Idąc wzdłuż brzegu rzeki Morawy wyprawa dotarła do Bramy Morawskiej. Po jej przekroczeniu poruszała się dalej doliną Odry i Prosny. W końcu przez tereny obecnego Pomorza Ekwita dotarł do ujścia Wisły i Zatoki Gdańskiej. Tam odwiedził położone na wybrzeżu osady handlowe, czyli commercia, gdzie nabył dużą ilość bursztynu. Dzięki takim wysłannikom, Rzymianie dobrze orientowali się, jakie ludy zamieszkiwały Barbaricum, w tym ziemie polskie. Ostatnio okazało, że rzymskie oddziały przebywały na dzisiejszym obszarze Polski, konkretnie na Kujawach. Odkryto tu pozostałości rzymskiego oporządzenia żołnierskiego i rzędu końskiego z I, II, III i IV w. po Chr. Rzymianie bywali więc na ziemiach polskich często i mieli sporo okazji, by zbierać informacji. Nie stwierdzili obecności Słowian na obecnym terenie naszego kraju, co samo w sobie jest znaczące. Dzięki Tacytowi i Ptolemeuszowi można zrekonstruować etniczny obraz środkowej Europy w pierwszych wiekach po Chr. Kwadowie i Markomanowie mieszkający nad środkowym Dunajem, na terytorium dzisiejszych Czech i Słowacji byli w tej epoce klientami Rzymu, który kontrolował królów rządzących tymi plemionami. Na terytorium obecnej Słowacji żyli także Osowie, lud spokrewniony z ludnością Pannonii i Kotynowie, plemię celtyckie słynne z wydobycia żelaza. Obszar współczesnej Polski zamieszkiwały plemiona należące do konfederacji powszechnie znanej jako związek lugijski, bądź Lugiowie. Należały do niej plemiona Hariów, Helizjów, Helwekonów, Manimów i Nahanarwalów. Lugiowie zajmowali obszar dzisiejszego Śląska i Małopolski. Na północ od nich, nad Bałtykiem zamieszkiwali Gotcii Gepidowie.

Turbolechici twierdzą, że w starożytności nie istnieli żadni Germanie. Wzmianek w źródłach starożytnych jest bardzo dużo i nawet tytuł i treść pracy Tacyta "De origine et situ Germanorum" mówi sama za siebie. Tacyt zresztą dość dokładnie zakreślił jej granice: "Germania jako całość oddzielona jest od Galów, Retów i Pannonów rzekami Renem i Dunajem, od Sarmatów i Daków - wzajemnym strachem bądź górami. Resztę otacza Ocean, obejmujący szerokie półwyspy i niezmierzone przestrzenie wysp: poznano tam niedawno pewne ludy i królów, ujawnionych dzięki wojnie." (Tacyt, Germania 1). Był też świadomy odrębności Germanów: "Samych Germanów uznałbym za tubylców, którzy prawie nie wymieszali się z innymi, przybywającymi do nich ludami ani z gośćmi. Wszak nie lądem niegdyś, lecz na statkach przemieszczali się ci, którzy pragnęli zmienić swe siedziby, a do niezmierzonego Oceanu, leżącego - że tak powiem - po przeciwnej stronie Ziemi, docierają nieliczne tylko okręty z naszego świata." (Tacyt, Germania 2). Nazwy geograficzne i plemienne wymieniane przez Tacyta są również ewidentnie germańskie, a nie słowiańskie: Asciburgium, Hermundurowie, Być może część plemion germańskich miała mieszane, częściowo celtyckie pochodzenie. Zresztą Tacyt o tym pisze: "Boski Juliusz, najszacowniejszy z autorów, podaje, że niegdyś siły Galów były znaczniejsze; wiarygodne jest tedy, że również oni przybywali do Germanii. Jakże znikomą przeszkodę stanowiła bowiem rzeka dla ludu, który wyrósł w siłę, by zmieniał siedziby i zajmował nowe obszary, dotąd wspólne i niepodzielone między władztwa królestw. Tak więc między Lasem Hercyńskim a rzekami Renem i Menem osiedlili się Helwetowie, dalej Bojowie, oba ludy galijskie. Dotąd przetrwała nazwa Boihaemum, przypominając o dawnej historii miejsca pomimo zmiany jego mieszkańców. Lecz czy Arawiskowie przesiedlili się do Pannonii od Osów, ludu germańskiego, czy też Osowie od Arawisków do Germanii - a do dziś mają ten sam język, te same prawa i zwyczaje - trudno orzec, jako że dawniej życie na obu brzegach - w równej biedzie i równej wolności - miało te same zalety i te same wady. Trewerowie i Nerwiowie chełpią się germańskim pochodzeniem, które - jako chwalebne - zaprzecza jakoby ich podobieństwu do gnuśnych Galów. Sam brzeg Renu zamieszkują niewątpliwie plemiona germańskie: Wangionowie, Tribokowie, Nemetowie. Nawet Ubiowie, chociaż zasłużyli, by stać się rzymską kolonią i chętnie zwą się od imienia jej założycielki Agrypińczykami, nie wstydzą się swego pochodzenia. Wszak niegdyś, przekroczywszy Ren, zostali w dowód uznania dla sprawdzonej wierności umieszczeni na samym jego brzegu, by nas bronić, nie zaś by mieć w nas ochronę." (Tacyt, Germania 28). Ale zupełnie milczy o Słowianach. A Tacyt dobrze orientował się w sytuacji etnicznej Europy w jego czasach (I-II w. po Chr.): "Na tyłach Markomanów i Kwadów mieszkają Marsygnowie, Kotynowie, Osowie i Burowie. Spośród nich Marsygnowie i Burowie językiem i kulturą przypominają Swebów. Język celtycki u Kotynów, pannoński u Osów, a również to, że godzą się na składanie trybutów, dowodzi, że nie są oni Germanami. Część trybutów nakładają na nich Sarmaci, część Kwadowie - jako na cudzoziemców. Kotynowie - ku ich większej hańbie - kopią nawet żelazo." (Tacyt, Germania 43). Etnonim "Germanie" oznacza "sąsiedzi", jest on pochodzenia celtyckiego (*ger "blisko" + *mani "ludzie") i oznacza sąsiadów Celtów, a nie Słowian. Juliusz Cezar także rozróżniał Celtów od Germanów i wiedział, że walczy z germańskim królem Ariowistem w Galii. Trudno mówić, że nie było Germanów, skoro zachowały się zabytki ich języka: inskrypcje runiczne na zabytkach archeologicznych (np. groty włóczni Suszyczna koło Kowla), oraz Pismo Święte w języku gockim przetłumaczone przez ariańskiego biskupa Wulfilę w IV w. po Chr.

Plemię Wandalów mówiące językiem wschodniogermańskim żyło na ziemiach polskich w okresie wpływów rzymskich i na początku okresu wędrówek ludów (I-V w. po Chr.). Ich nazwa pojawia się po raz pierwszy w Historia Naturalis Pliniusza Starszego (IV, 99-100) znajdujemy Wandalów/Vandiliów wśród ludów germańskich: "(...) Germanorum genera quinque: Vandili quorum pars Burgodiones, Varinnae, Charini, Gutones. alterum genus Inguaeones, quorum pars Cimbri, Teutoni ac Chaucorum gentes.(...)". Pliniusz Starszy w młodości służył jako oficer, prefekt kawalerii w prowincji Germanii Inferior nad Renem, uczestniczył w kampanii przeciwko Chattom, więc jego wiedza o Germanii i Germanach pochodziła z pierwszej ręki. Piszący pod koniec I lub na początku II w. po Chr. Tacyt również umieszcza Wandalów wśród plemion germańskich: "Niektórzy – jak to jest naturalne wobec wolności sądu, którą dopuszczają zamierzchłe wieki – przyjmują więcej synów tegoż boga oraz więcej nazw całego ludu, jak to: Marsowie, Gambrywiowie, Vandiliowie, i twierdzą, że te tylko są prawdziwe i pierwotne imiona (...)". Kasjusz Dion Kokcejanus (Historia rzymska) wymienia Wandalów wśród ludów germańskich, które uczestniczyły w wojnach markomańskich przeciwko Rzymowi, podaje też, że Markomanowie i Kwadowie byli sąsiadami Wandalów. Historyk gocki Jordanes napisał (Getica IV, 25), że po wylądowaniu na południowym wybrzeżu Bałtyku (tj. ewidentnie na obszarze współczesnej Polski) Goci pokonali Ulemrugiów oraz Wandalów ("Vnde mox promoventes ad sedes Vlmerugorum, qui tunc Oceani ripas insidebant, castra metati sunt eosque commisso proelio propriis sedibus pepulerunt, eorumque vicinos Vandalos iam tunc subiugantes suis aplicavere victoriis"). Pierwsza siedziba Gotów po opuszczeniu Skandynawii, tzw. Gothiskandza, znajdowała się na terenach wokół ujścia Wisły i na Wysoczyźnie Elbląskiej. Wg. Jordanesa Goci dopłynęli tu za króla Beriga i pokonali Wandalów. Historyk Paweł Diakon pisze o walkach między Wandalami a Longobardami (Historia Longobardorum, I, 7). Wandalowie wywodzą się ze Skandynawii, a ich nazwa jest pokrewna nazwie szwedzkiego regionu Vendel w prowincji Uppland. Prawdopodobnie Wandalowie pochodzili właśnie regionu Vendel (od którego zresztą wziął nazwę cały okres archeologiczny epoki żelaza w Skandynawii, 550-790 po Chr.). Nazwa Wandalów pochodzi od starogermańskiego czasownika *wand- (wędrować), który z kolei pochodzi od praindoeuropejskiego *wendh- (wiać, obracać się, zmieniać kierunek). Wandalowie jeszcze w młodszym okresie przedrzymskim wywędrowali z południowej Skandynawii i prze Jutlandię oraz północne Niemcy dotarli do dorzecza Wisły i Odry. Stało się to w III w. przed Chr., kiedy przez ziemie polskie wędrowały i osiedlały się grupki ludności germańskiej, związane z kulturą jastorfską. W tworzeniu tej formacji kulturowej uczestniczyła miejscowa ludność kultury pomorskiej, germańscy (wandalscy) migranci z północy oraz Celtowie. Ci ostatni osiedli w kilku enklawach na południu i północy Polski: na Dolnym Śląsku w rejonie Góry Ślęży, na Wyżynie Głubczyckiej na Górnym Śląsku, w Małopolsce w okolicach Krakowa, nad Sanem, na Kujawach i w rejonie Kalisza. To właśnie Celtom Wandalowie zawdzięczają przejęcie osiągnięć kultury materialnej w zakresie obróbki żelaza i innych metali, garncarstwa, wyrobu broni i ozdób. Na początku ukształtowana pod wyraźnym wpływem Celtów kultura przeworska była obecna w środkowej Polsce, na północnym Mazowszu, w Wielkopolsce i na Śląsku. Od północy sąsiadowała z kulturą oksywską (potem wielbarską). W kontekście zasiedlenia ziem polskich w starożytności często wspomina się o Wenetach. Nie byli oni na pewno Słowianami. Nie ma na to żadnych dowodów, nawet jednej przesłanki. Wenetowie/Wenedowie byli ludem indoeuropejskim, mówiącym odrębnym językiem i bardzo szeroko rozsiedlonym. Zamieszkiwali różne rejony Europy (Bretania, północna Italia, ujście Wisły), ale także Paflagonię w Azji Mniejszej („Paflagończykom przewodził Pylajmen o sercu walecznym z kraju Enetów, skąd rodem są muły dziko żyjące” – Homer, Iliada, II, 851-852). Prawdopodobnie ich rozprzestrzenienie się było związane z jakąś starą migracją, jeszcze z epoki brązu, albo nawet z neolitu. Świadczą o tym częste w Europie toponimy: Venetberg, Mons Veneticus, Wenden, Vendsyssel. Język Wenetów znad Adriatyku jest znany z inskrypcji. Należał on do grupy italo-celtyckiej i nie jest to język słowiański.

W I wieku po Chr. Wandalowie najprawdopodobniej wchodzili w skład konfederacji plemiennej zwanej związkiem lugijskim (Lugiorum nomen) i wspomnianej przez Tacyta. Nazwa Lugiów pochodzi z języka celtyckiego, jest pokrewna nazwom takim jak Lugudunum, Lugidunum i związana z imięniem celtyckiego bóstwa Słońca, Luga. Prawdopodobnie Wandalowie zdominowali w pewnym momencie (II. w. po Chr.) Związek Lugijski (w którego skład wchodziły plemiona germańskie i celtyckie) i ich nazwa przeszła na wszystkie ludy należące do niego. Związek Lugijski i Wandalów identyfikuje się z kulturą przeworską, obecną na ziemiach polskich od III w. przed Chr. Związek Lugijski był organizacją, której funkcją była obrona i kontrola szlaku bursztynowego. Tacyt wymienił pięć najważniejszych plemion tego związku: Hariów, Helwekonów, Manimów, Helizjów i Nahanarwalów, a Klaudiusz Ptolomeusz dodał jeszcze plemiona takie jak: Lugiowie-Burowie, Lugiowie-Omanowie, Lugiowie-Didunowie. O germańskim charakterze ludności kultury przeworskiej świadczą także napisy runiczne w języku germańskim znajdowane na zabytkach tej kultury. Na cmentarzysku przeworskim pod Jarocinem z I-III w. po Chr. odkryto srebrne łyżeczki z napisanymi pismem runicznym imionami germańskimi. Zabytki z rnami germańskimi znane są też z cmentarzyska w Rozwadowie nad Sanem, z pochówku z Suszyczna koło Kowla (z napisem w języku germańskim TILARIS). Runy występują także na złotych brakteatach z okresu wędrówek ludów z terenu Polski. Imiona królów wandalskich (z IV w. po Chr.) poświadczone przez źródła pisane i monety są ewidentnie germańskie: Genzeryk, Gunderyk, Gutamund, Gelimer. Trudno nawet przypuszczać, by w takim układzie Wandalowie byli Słowianami. Na przełomie er na przełomie er ludność przeworska zajęła Wołyń i Podole, ale na skutek ekspansji Gotów (kultura wielbarska) Wandalowie utracili północną Wielkopolskę, a później (2. połowa II wieku po Chr.) cały obszar na wschód od Wisły. Około połowy V wieku, Wandalowie opuścili oni swe dotychczasowe siedziby i wzięli udział w wielkiej wędrówce ludów. Jednak nie cała ludność kultury przeworskiej wyemigrowała. Niektóre grupy germańskie przetrwały na ziemiach polskich w 2. połowie V wieku po Chr. Potem zasymilowali je przybywający ze wschodu Słowianie, więc ludność Polski przynajmniej częściowo pochodzi od Wandalów. Prokopiusz z Cezarei podaje, że odłam Wandalów pozostał w swoich dawnych siedzibach. Pisze, że za panowania Gejzeryka w latach 439-477 do Wandalów w Afryce przybyło poselstwo pobratymców z dawnych siedzib, pragnąc się upewnić, że nie zamierzają oni powrócić na północ. Archeologicznym śladem tych grup są pozostałości osadnictwa przeworskiego z późnego okresu wędrówek ludów na Kujawach i nad środkową Prosną. W tym samym czasie bałtyjskie plemiona na Mazurach i na obszarze dzisiejszego obwodu kaliningradzkiego siedziały na swoich dawnych terenach (zajmowanych co najmniej od epoki brązu). Z pruskiej Sambii przybyło do króla Ostrogotów do Rzymu około roku 525 po Chr. poselstwo z darami bursztynu, zapewne z nadzieją, że uda się nawiązać zerwane przez wędrówki ludów więzy handlowe z krajami basenu Morza Śródziemnego. Poza tym historyk wschodniorzymski Prokopiusz z Cezarei (Bellum Gothicum VI, II, 15) mówi o plemieniu Herulów, którzy w 512 r. po Chr. „(…) przeszli w poprzek przez wszystkie ludy Sklawinów, a następnie przebywszy znaczny obszar pustego kraju, dotarli do ludu zwanego Warnami. A następnie przeszli szybko także i przez plemiona Danów (…)” . Herulowie wędrowali znad dolnego Dunaju wzdłuż Karpat i napotkali pustki osadnicze na terenie dzisiejszej Polski południowej. Zwykle wiąże się z nimi znaleziska z Ulowa w województwie lubelskim. Analizy palinologów wskazują, że w V w. po Chr. na ziemiach polskich w profilach pyłkowych w miejsce wskaźników obecności ludzkiej: pyłków zbóż i roślin synantropijnych pojawiły się wskaźniki świadczące o rozwoju lasu, co też świadczy o wyludnieniu. Pustka osadnicza u schyłku starożytności nie jest wymysłem, jak chcą Turbilechici, lecz faktem. Nie była ona oczywiście całkowita (o czym pisałem już wyżej). Reliktowe osadnictwo kultury przeworskiej przetrwało do V w. po Chr., choć ona sama zaczęła zanikać już pod koniec IV w. po Chr. Pod koniec istnienia k.p. pojawiają się cmentarzyska typu dobrodzieńskiego, na których popioły zmarłych rozsypywano wprost na ziemi. Około połowy V w. po Chr. k. p. na ziemiach polskich ostatecznie zanika. Nacisk Hunów (ślady ich obecności na ziemiach polskich odkryto np. w Jakuszowicach koło Kazimierzy Wielkiej) spowodował opuszczanie ziem polskich przez mieszkającą tu uprzednio ludność. Jedną z ostatnich pozostałości k. p. jest datowana na 430 rok po Chr. osada w Świlczy koło Rzeszowa. Palinologia potwierdza istnienie pustki osadniczej, w IV i V w. po Chr. obserwowany jest zanik pyłków zbóż w profilach palinologicznych z terenu Polski, co wskazuje na zanik osadnictwa i rolnictwa (wzrasta za to udział buka i chwastów). Pyłki zbóż pojawiają się dopiero na początku VI wieku i to na początku w niewielkiej ilości. Oczywiście wyludnienie nie było totalne i całkowite, pozostały na ziemiach polskich grupy ludności związane z kulturą przeworską. Kiedy w VI w. po Chr. Słowianie związani z kulturą praską weszli ze wschodu na ziemie polskie napotkali te grupy na Kujawach, Pomorzu i w Małopolsce. Powstały nawet mieszane grupy kulturowe, takie jak kultura Sukow-Dziedzice.

Turbosłowianie często powołują się na obecną w średniowiecznych kronikach identyfikację Słowian z Wandalami. Tymczasem średniowieczni kronikarze stawiający znak równości między tymi dwoma ludami znali źródła antyczne (Tacyta, Pliniusza), z których zaczerpnęli informacje, że Wandalowie mieszkali na obszarze ziem zajmowanych w ich czasach przez Słowian. Przenieśli zatem nieprawidłowo nazwę Wandalów na Słowian, dodatkowo identyfikując ich z Wenedami. Roczniki Alamańskie, opisując wyprawę cesarza Karola Wielkiego na Słowian i Awarów podają że "(...) podążył do krainy Wandalów. (...)" Tym tropem poszedł Wincenty Kadłubek, który napisał: "(...) Stąd rzeka Wisła od królowej Wandy otrzymała nazwę Wandal. Od tego Polacy i inne ludy słowiańskie graniczące z ich państwami nazwani zostali nie Lechitami, lecz Wandalitami. (...)" Jest to typowa dla historyków średniowiecznych praktyka przypisywania różnym ludom antycznych korzeni, wiązania ich z etnosami znanymi ze źródeł. Ma ona wyłącznie funkcję propagandową. Ten propagandowy mem spowodował, że do tytulatury królów szwedzkich wszedł zwrot: Suecorum, Gothorum et Vandalorum Rex . Królowie Danii też tytułowali się władcami Wandalów. Tradycja wiążąca Słowian z Wandalami została zapoczątkowana na terenie państwa Franków. Ale nawet Awarów nazywano czasem Wandalami, jak stwierdza to Rocznik z Sankt Gallen w roku 795, kiedy opisuje zwycięską wyprawę na Awarów słowami: Wandalowie zostali pokonani. Nazwa została początkowo przeniesiona na koczowników, a potem na ludy zamieszkujące wschód. Adam z Bremy na podstawie podobieństwa nazw błędnie utożsamił Wandalów z Wenedami i Słowianami. Mieszka I nazwał na tej samej zasadzie księciem Wandalów Gerhard z Augsburga w dziele Cuda Św. Udalryka. Thomas Nugent (1700-1772), angielski pisarz i podróżnik opisał w swoim dziele "The History of Vandalia Containing the ancient and present state of the country of Mecklenburg" północno wschodnie Niemcy, Meklemburgię i części Brandenburgii, skupiając się na ich historii i czasach mu współczesnych. Nugent utożsamił w nim całkowiecie Wandalów z Wenedami, ludami słowiańskimi, a nawet z bałtyjskimi, co jest bardzo poważnym błędem. Opisuje Słowian Połabskich jako Wandalów, co również nie jest prawdą. Wzięło się to prawdopodobnie ze średniowiecznej jeszcze tytulatury władców różnych państw północnej i środkowej Europy. W X w. kronikarz niemiecki Gerhard z Augsburga nazwał Mieszka I "królem Wandalów" ( „dux Wandalorum, Misico nomine”). Średniowieczni kronikarze nieprawidłowo utożsamili Wandalów z Wenedami/Słowianami na podstawie podobieństwa tych nazw. Tak zrobił m. in. angielski historyk Gerwazy z Tilbury, który nazwał Polskę „ziemią Wandalów”. Za nim poszli inni kronikarze, np. Maciej Miechowita. Identyfikacja Wenedów ze Słowianami wynika z błędu Jordanesa. Jako Wenedów określano różne ludy żyjące w różnych częściach Europy i w Anatolii. Pod tą nazwą kryje się więc jakiś lud indoeuropejski, którego ekspansja musiała niegdyś objąć rozlegle obszary Europy (ale było to w dość odległych pradziejach). Według źródeł rzymskich na terenie środkowej i wschodniej Europy w I i II w. po Chr. żyły dwa odrębne ludy określane jako Wenetowie/Wenedowie: jeden nad Bałtykiem (Venedi lub Venedai Pliniusza i Ptolemeusza, czylizapewne ludność kręgu zachodniobałtyjskiego) oraz Venethi z przekazu Tacyta i lokalizowani przez niego na terenach na wschód od ziem polskich.

Rzymianie doskonale rozróżniali Germanów od Celtów czy Hunów. Cezar doskonale rozróżniał Celtów od Germanów: "Z nich wszystkich najdzielniejsi są Belgowie, ponieważ mieszkają najdalej od kultury i cywilizacji (naszej) Prowincji, przez co kupcy bardzo rzadko do nich zachodzą przywożąc towary przyczyniające się do zniewieścienia ludzi, a poza tym sąsiadują z mieszkającymi za Renem Germanami, z którymi prowadzą ustawiczną wojnę. Z tego powodu również Helwetowie przewyższają dzielnością pozostałych Gallów, gdyż niemal w codziennych walkach ścierają się z Germanami, bo albo odpierają ich od swoich granic, albo też sami na ich ziemiach wojują. Jedna ich część, ta, którą — jak powiedziano — zajmują Gallowie, zaczyna się od rzeki Rodanu, a jej granicami są rzeka Garonna, Ocean i ziemie Belgów. (...)" (Cezar, Wojna Galijska I, 1). Cezar opisywał życie prymitywnych Germanów: "Podobno kraj ich ma sto okręgów plemiennych, z których rokrocznie wyprawiają za granicę w celach wojennych po tysiąc zbrojnych. Reszta, która pozostała w kraju, troszczy się o żywność dla siebie i dla tamtych; po roku tamci na zmianę idą pod broń, a ci pozostają w kraju. W ten sposób nie przerywa się u nich ani uprawy roli, ani szkolenia i doskonalenia w sztuce wojennej. Ale nie ma u nich osobistej i wydzielonej własności ziemskiej, ani też nie wolno pozostawać dla uprawy roli na jednym miejscu dłużej niż rok. Zbożem niewiele się żywią, lecz przeważnie mlekiem i mięsem bydła domowego, a także wiele czasu spędzają na polowaniach; ten tryb życia, rodzaj jadła, codzienne ćwiczenia i swobodny żywot, gdyż od chłopięcych lat nie nawykają do żadnych obowiązków i rygoru, a robią tylko to, co chcą, przyczynia się do rozwoju ich sił fizycznych i sprawia, że wyrastają na ludzi o potężnej strukturze cielesnej. Przyzwyczajeni są również do tego, że nawet w bardzo chłodnych rejonach nie noszą innej odzieży poza skórami (a że są one nieduże, większą część ciała mają odsłoniętą), oraz do tego, że kąpią się w rzekach. (...)" (Cezar, Wojna Galijska IV, 1). Nie ma tu mowy o żadnych Słowianach, ani Cezar, ani Tacyt nie piszą o nich ani słowa. W IV wieku po Chr. Ammianus Marcellinus znał Hunów i rozróżniał ich od Germanów: "Lud Hunów znany jest z dawnych pism bardzo mało. (...) Wszyscy oni mają krępe i silne członki, masywne karki i są tak straszliwie pokraczni i pokrzywieni, że raczej można ich uważać za dwunożne bestie lub figury z bloków skalnych (...)". Zresztą trzeba powiedzieć, że Germanie w porównaniu z Celtami i Rzymianami Germanie stanowili ludność dosyć prymitywną. Tylko dzięki Celtom nauczyli się obróbki żelaza i innych pożytecznych technologii. W czasie późniejszych najazdów na Imperium Rzymskie porywali licznych rzemieślników i innych specjalistów z terenów prowincji, by ci wytwarzali dla nich przedmioty, których sami nie potrafili wyprodukować. System społeczno-gospodarczy większości plemion germańskich opierał się na rabunku i corocznych wyprawach wojennych. Prymitywizm życia Germanów tak opisywał w końcu I w. po Chr. Tacyt: „(…) nazwa Germania jest świeża i nadana niedawno, ponieważ Germanami nazywali się niegdyś ci, którzy pierwsi przekroczyli Ren i wypędzili Gallów, dziś zwani Tungrami. Owa nazwa – plemienia, nie ludu – powoli tak się utrwaliła, że najpierw ze strachu wszystkich zaczęto zwać imieniem zwycięzcy, wkrótce potem sami siebie nazwali nowym imieniem Germanów.” „(…) Ilekroć nie ruszają na wojnę, spędzają [nie]wiele czasu na polowaniach, więcej znacznie w bezczynności, oddani spaniu i obżarstwu. Kto najdzielniejszy i najwaleczniejszy, nic nie robi; troska o dom, penaty i pola złożona jest w ręce kobiet, starców i najniedołężniejszych w rodzinie; sami próżnują, a szczególna to sprzeczność natury, że ci sami ludzie zarazem tak kochają lenistwo i tak nienawidzą spokoju.”

Wiadomo dość dobrze, że plemiona germańskie nie zamieszkują żadnych miast, a nawet nie dopuszczają łączenia siedzib. Mieszkają z dala od siebie, każdy w innym miejscu, wedle tego, jakie kto sobie upodoba źródło, pole lub las. Nie zakładają wsi jak my, z domami stojącymi obok siebie, lecz każdy zostawia wolną przestrzeń wokół swego domu, aby zabezpieczyć się przed ogniem, a może po prostu dlatego, że nie umie budować inaczej. Nie używają nawet kamienia ani dachówek, korzystając zawsze z nieociosanego drewna, bez troski o piękno i wygląd. Pewne miejsca staranniej zdobią gliną, tak jasną i błyszczącą, że przypomina barwne linie malowideł. Zwykli też drążyć podziemne jamy i przykrywać je grubo nawozem, jako schronienie przed zimą i schowek na plony. Takie miejsca bowiem łagodzą ostrość mrozów, wróg zaś, gdy nadchodzi, plądruje to, co na wierzchu, a miejsca ukryte pod ziemią albo pozostają mu nieznane, albo tym właśnie go zwodzą, że wymagają poszukiwań. (…) Nie trudzą się, by grunty były żyźniejsze i bardziej rozległe, nie zakładają sadów, nie wydzielają łąk, nie nawadniają ogrodów: ziemi powierza się jedynie zasiew. Stąd także roku nie dzielą na tyle części co my: zima, wiosna i lato mają u nich swój sens i nazwę, jesieni zaś ani imienia, ani darów nie znają.”

Zwolennicy Lechii w całości utożsamiają współczesnych Niemców ze starożytnymi Germanami, a to poważny błąd. Wandalowie, czy Goci nie byli przodkami Niemców. Ich przodkami są raczej inne plemiona germańskie: Alamanowie, Chattowie, Fryzowie, Frankowie, Sasi, Bajuwarowie i Turyngowie. Im dalej na zachód, tym więcej było wśród nich elementu celtyckiego i prowincjonalnorzymskiego. Niemcy jako państwo powstały po podziale Królestwa Frankijskiego, kiedy to powstało Królestwo Wschodniofrankijskie, które przypadło Ludwikowi II, wnukowi Karola wielkiego obejmowało ono jedynie zachodnie Niemcy i Karyntię). Właśnie dlatego obecność ludów germańskich w okresie wpływów rzymskich nie może być jakimkolwiek pretekstem do wysuwania roszczeń terytorialnych przez Niemców wobec Polski, czy innych krajów słowiańskich. W ogóle uzasadnianie pretensji terytorialnych znaleziskami archeologicznymi jest absurdem (bo do czego byśmy w ten sposób doszli, skoro nie wiemy jakie ludy żyły tu np. w paleolicie). Sami Germanie pojawiają się po raz pierwszy w źródłach w III w. przed Chr.: w Fasti Capitolini (Galleis Insvbribvs et Germ(aneis)) a także w inskrypcji z miasta greckiego Olbia nad Morzem Czarnym, która wspomina germańskie plemiona Bastarnów i Skirów. Nazwa „Germanie” rzeczywiście wywodzi się od celtyckiego określenia sąsiadów. Przodkowie Germanów wywodzą się ze Skandynawii, z kultur nordyckiej epoki brązu (1700-500 przed Chr.) i około 650 r. przed Chr. rozpoczęli migrację na południe, docierając na terytoria zamieszkane przez Celtów.

Jak widać przekłamań i zwykłych wymysłów w teoriach o Wielkiej Lechii i Ario-Słowianach jest bardzo dużo. Żeby omówić i sprostować je wszystkie należałoby by właściwie napisać systematyczny podręcznik pradziejów i starożytnej historii Europy i sporej części Azji.

Turbosłowianie, nawet nie zdając sobie z tego sprawy, kierują się takim samym podejściem do pradziejów i kwestii etnicznych, jak XX-wieczni niemieccy szowiniści hitlerowscy pseudobadacze z czasów III Rzeszy. Niemieccy badacze z tego okresu, tacy jak Gustaf Kossina wszędzie widzieli Germanów i ich osiągnięcia. Tymczasem zwolennicy Lechii wszędzie widzą ziemie zaludnione przez Słowian i negują obecność innych ludów w środkowej Europie. Germanie czy Trakowie albo Sarmaci to dla nich po prostu inne nazwy Słowian, choć tak naprawdę były to zupełnie różne ludy, o odmiennych językach i kulturze. Turbolechici postępują zupełnie jak członkowie założonej przez Heinricha Himmlera organizacji Studiengesellschaft für Geistesurgeschichte‚ Deutsches Ahnenerbe, której zadaniem było wykrywanie wszędzie gdzie się dało śladów germańskich przodków i ich dziedzictwa. Zwolennicy Ariów-Słowian zaś, chcą w każdym niemal odkryciu archeologicznym dokonanym na terenie Polski widzieć dowód na istnienie Wielkiej Lechii i zasiedlenie Polski przez Słowian od 10 tys. lat, co jest kompletną niedorzecznością. Turbosłowianie, tak samo jak Turbogermanie, uciekają od realnego życia i rzeczywistej historii w odmęty pogańskiej pseudomistyki i mitologię opartą na sfabrykowanych źródłach. Tak samo jak niemieccy międzywojenni „Ariozofowie” odrzucali chrześcijaństwo i zwracali się do kultu pogańskich bóstw germańskich, tak samo turbosłowianie chcą wskrzeszać kult Światowida i innych słowiańskich bogów. Co interesujące, ich koncepcje są zbliżone także do tez rosyjskich szowinistów i pseudobadaczy, które są bardzo rozpowszechnione nie tylko w filmach i Internecie, ale także w książkach. Dobrym przykładem takiego podobieństwa są tezy rosyjskiego matematyka Anatolija Fomienki. Ten członek rosyjskiej Akademii Nauk napisał wielką, pięciotomową, analityczną, bogato ilustrowaną syntezę udowadniającą, że starożytności tak naprawdę nie było, a istniało tylko średniowiecze i Wielka Ruś. Według Fomienki Jezus Chrystus żył w XII wieku po Chr. i został ukrzyżowany w Turcji, a Tatarzy to zawodowe armie Wielkiej Rosji najeżdżające Europę. Książki Fomienki to pięc wielkich, bogato ilustrowanych tomisk. Problem w tym, że to jedna wielka bujda. Rosjanin twierdzi, że teksty starożytne sfabrykowali benedyktyni, a piramidy zbudowali jezuici. Oczywiście po to, by zniszczyć pamięć o Wielkiej Rusi. Inni rosyjscy fantaści doszukują się rosyjskiego pochodzenia Etrusków i słowiańskich zapisów na pochodzącym z epoki brązu Dysku z Fajstos na Krecie. Turbosłowianie wskazujący wszędzie rzekome ślady Słowian i Wielkiej Lechii chcą zatem uchodzić za patriotów i obrońców tożsamości, a tak naprawdę kopiują najgorsze odpady intelektualne wytworzone w Rosji i Niemczach.

Ktoś oczywiście mógłby postawić zarzut autorowi niniejszej notki, że chce, byśmy bezkrytycznie wierzyli we wszelkie treści, jakie przedstawiają nam badacze akademiccy. Otóż wcale tak nie jest. Nie mówimy tutaj bowiem o jakiejś innej, oryginalnej interpretacji wydarzeń historycznych, czy o innym naświetleniu pewnych spraw, ale o całkowicie sfabrykowanej pseudohistorycznej narracji, opowiadającej o bytach, które nigdy nie istniały. Zarówno Imperium Lechickie, jak Ariosłowianie są całkowitą fikcją. Ich stosunek do rzeczywistości jest taki sam, jak tez przedstawionych w książce „Mit XX wieku” hitlerowskiego ideologa Alfreda Rosenberga. Innymi słowy nie mają one żadnego związku z rzeczywistością i są jedynie chorą ideologią. Nawiasem mówiąc, niektórzy turbosłowianie lansują, jakoby Jezus Chrystus był w rzeczywistości Słowianinem, tak samo jak Rosenberg usiłować sprzedać Niemcom tezę, że był synem Żydówki germańskiego żołnierza w służbie rzymskiej. Dla Rosenberga starożytni Grecy, Rzymianie i Persowie byli Ariami i nordykami. Śladów rasy nordyckiej dopatrywał się wszędzie tam, gdzie odnaleziono ślady wysoko rozwiniętych kultur starożytności. To samo robią zwolennicy Wielkiej Lechii, doszukując się Słowian i Polaków w Grecji, Etrurii, a nawet w Egipcie. Teorie turbo słowiańskie są więc bliźniaczo podobne do hitlerowskiej pseudonauki z czasów III Rzeszy. Mają jedynie odwrócony wektor. Ich zwolennicy nie zdają sobie sprawy, że właśnie bawią się śmieciem intelektualnym pozostałym po niemieckich okupantach. Bez zrozumienia ich właściwej funkcji zaadaptowali je, by poprawić sobie samopoczucie. Poglądy turbosłowiańskie Niosą ze sobą wielorakie niebezpieczeństwa. Przede wszystkim spłycają dyskusję o najdawniejszej przeszłości Polski i Europy środkowej, czyniąc z niej karykaturalną nawalankę. Przywiązują ludzi, zwłaszcza młodych, intensywnie chłonących treści z Internetu, do zupełnie fikcyjnej wizji dziejów. 

Literatura

M. Mączyńska, Wędrówki ludów: historia niespokojnej epoki IV i V wieku, Warszawa, Kraków, 1996.

P. Kaczanowski, J. K. Kozłowski, Najdawniejsze dzieje ziem polskich, Kraków, 2003.

Z. Váňa, Świat dawnych Słowian, Warszawa, 1985.

L. Cavalli-Sforza, Genes, peoples, and languages, New York, 1991.

K. Godłowski, Pierwotne siedziby Słowian, Kraków, 2000.

Bogucki, P., Crabtree, P.J. (red.), Ancient Europe 8000 B.C.–A.D. 1000 : encyclopedia of the Barbarian world, New York, 2004.

Kaczanowski, P., Kozłowski, J.K., Wielka historia Polski Tom 1 Najdawniejsze dzieje ziem polskich (do VII w.), Kraków, 1998.

Ziółkowski, M., Boruń, K., Niwiński, A., Artymowski, J. D., Lech, J., Reiche, A., Słuszkiewicz, E., Wróblewski A. K., Z powrotem na Ziemię: Spór o pochodzenie cywilizacji ludzkich, Warszawa, 2000.

R. Żuchowicz, Wielka Lechia. Źródła i przyczyny popularności teorii pseudonaukowej okiem historyka, Warszawa, 2018.

A. Kokowski, Starożytna Polska: od trzeciego stulecia przed narodzeniem Chrystusa do schyłku starożytności, Warszawa, 2006.

Europa Środkowa w późnej epoce brązu, mapa

Wędrówki Wandalów, mapa

Ceramika wczesnosłowiańska


Rekonstrukcja wczesnej słowiańskiej półziemianki

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Pierwsza epoka imperiów i końcowy odcinek wczesnej epoki brązu w Żyznym Półksiężycu (ok. 2350/2340-2000 przed Chr.)

Ostatnie trzy stulecia III tys. przed Chr. były okresem rozwoju pierwszych wielkich imperiów, czyli państwa terytorialnych, których kolebką ...